30 marca 2009

masowe złudzenia




spowiedź wszystkich szaleństw

I
Najpierw jest zmysł. Później interpretacja umysłu.
Nie ma czystego odbioru. Wszystko jest masowym złudzeniem.
Kończąc podróż na Tiricz Mir, patrzyłem długo na własne dłonie.
Patrzyłem we wszystkie okna. Jednocześnie. Waliłem w drzwi.
Drzwi odbijały moje uderzenia. W przeciągu kilku chwil.
Myślałem o zapałkach i ogniu. Myślałem o zmysłach i odczytach.
Odczytywałem się. Bardzo długo trwało ładowanie.
Wejście na szczyt jest poza moim mniemaniem. Poza.

Poza pozą prozą.

Źle oceniłem możliwości i przybyło strat.
Straty są chrustem. Cienkie kawałki drewna,
listwy, wióry. Przybyło też statków na moim oceanie.
W moim oceanie. Przybyło tyle spokoju, co niepokoju.
Przybyło przybyć, przybyło wyjść.

II
Gloryfikacja naturalizmu, filozofii. Zacznie się
gdy zostaniesz skazany na naturalizm i filozofię.
Rozpoczniesz w sobie III wojnę światową.
Karabiny oszaleją. Kule będą gwizdać w izolatkach głów.
Aparat twojego wzroku i słuchu będzie wtedy czuły.
Ciepło będzie pomocne podczas chłodnych nocy.
Samo-ciepło będzie odruchem bezwarunkowym.
Gdy całokształt ogarnie mróz. Moje usta będą leżeć
na dłoniach, w które jestem wpatrzony.
Oni boją się moich dłoni, oni kochają moją dłoń.
Niezależność myślenia sprawi, że będziesz umorusany.
Niezależne umorusanie wyprowadzi cię na spacer
z nerwicą setek serc.

III
Jesteś na bagnach.
Gdy chcesz być wchłonięty, nie ma takiej możliwości.
Nie ma takiej możliwości. Gdy chcesz uciec - umierasz
pod ziemią. Musisz to zrobić. Pod ziemią budzisz się i
patrzysz na obcą, własną dłoń. Migotliwe światło oka
jest wtedy chochlikiem twojej wyobraźni. Śpisz w najlepsze,
choć receptory zawsze będą czujne.

Będą wyciągać do ciebie ręce, będą walić w drzwi z tobą,
tyle, że po drugiej stronie. Twoje usta zanurzone
w spokojnej prawdzie.

Dowodem twojego istnienia będą podatki, starówki kilku miast,
zakamarki kilku ulic. Podatek od miłości to ostatni numer na płycie.
Płyta odtwarzana jest w pętli. Niedługo po zakończeniu,
usłyszysz znane dźwięki początku. Receptory nie będą wtedy czujne.
Skupiam się na tym momencie. W tym momencie. Znowu jest tak,
że patrzę w okno i czekam. Nie pamiętam już na co.
W gardle mam surową, śliską rybę. Nie mogę jej przełknąć ani wypluć.
Z braku konkretnego bólu, odcinam sobie ucho.
Przychodzi po mnie czas. Przychodzę na czas.


Panu Van Gogh dziękuję za piękny malunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz