17 marca 2009

moja ulubiona kompozycja




za kurtyną miliony klatek schodowych, których poznanie
zabrało mi lata. zimy też zabrało. wreszcie nadał się
nieprzyjemny zapach spoconego, brudnego ciała. tak oto
każdy filozof-grajek zrozumiał, że musi się wypróżniać.
musisz to zrobić w ten sam, przewidywalny mać sposób.
i usta. są harmonią. element zaskoczenia ze strony
własnej ręki, wprawi w zdumienie kilka razy. później
są normy, wyrabianie się na zakrętach. pierwsze plany
wchodzą na plany drugie, zachodzą za skórę, podchodzą
pod oko, koleinami, wertapami zdartych skór. i zbierasz
zbierasz te wszystkie skóry w jedną całość. w odległości
kilkunastu metrów słyszysz swój piskliwy głos. wzywa
i wyzywa. jest wyzywający. na początku pomyślisz:
zaczyna się. na końcu pomyślisz: zdarza się. naprawdę:
zderza się. wisisz, podskakujesz, latasz, zbierasz,
rozbierasz, układasz, wkładasz i wyjmujesz. wszystko
zderza się. odkrywasz, że jesteś pokrowcem - -
sporo możesz zmieścić. gdy tańczysz z kablem albo
przyjmujesz kilka cech mikrofali czy może czajnika
elektrycznego, z gwarancją jakości. nie wiem
jak to jest z tymi gwarancjami, czasami produkt
trzeba wyrzucić, zastąpić nowym, lepszym, bardziej
na czasie. a na czasie są teraz faworki, szynszyle,
rosja, stany zjednoczone, unia, obraz, wiersz,
jest na to gwarancja, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz