1 kwietnia 2009

węgiel




Tom był karłem. Jego ojciec pracował w kotłowni.
Byłem tam. Pomagałem przy węglu. Tom siedział na taborecie.
Jest małym, złośliwym na potęgę blondaskiem.
Taką recenzję dostałem od ojca Toma. Mimo wszystko
zabrałem go do Barcelony. Znałem tam kilka osób,
między innymi Krystiana, Longinę i Pe-eskę.
Skończyła się era węgla. Siedzieliśmy wszyscy w słońcu,
pamiętam - Tom był zakłopotany. Wszyscy mu usługiwali.
W szczególności Longina. Wchodziła i wychodziła.
Przynosiła małe łyżeczki i mini-widelce. Otwierała drzwi
pokaźnym kuprem. Otwierała drzwi zamykając ciszę.
Tak jakbym nie miał rąk i nóg. Tom powiedział mi na ucho,
po trzecim drinku. Odpowiedziałem, że być może sam stwórca
nie ma rąk i nóg. Też jest po trzecim drinku.
Może nawet ojciec stwórcy pracował w kotłowni,
bardzo głęboko. Patrzyliśmy później na koniec słońca.
Krystian i Pe-eska to wyjadacze niusów, informacji.
Europa żyła szokiem atomówki na wschodzie. Atomowe bomby,
przenośne komputery, bardzo małe telefony.
Telefoniki dla blondasków. Takie miałem myśli.
Podjąłem jednak temat wieży ciśnień, latarni morskich
i nowych motorówek. Zaciekawieni słuchacze wiercili się
w wiklinowych fotelach. Jedynie Tom podrygiwał nerwowo.
Wiedziałem, że ma ochotę na seks. Hiszpania połączyła nasze ręce.
Utytłane węglem i atomówkami. Stało się pieprzenie.
Pieprzenie herbaty rano, łyżką. Dosypując przy tym cukru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz