21 maja 2009

FGHJKL - fragmenty





***

samolot samic ląduje. blisko tysiąc samców ślini się na widok wychodzących pań. zabawa zaczyna się. niektórzy otworzyli szampana za wcześnie. zaraz usłyszymy prykanie i chrząkanie starszyzny. starsi bowiem mają kiepskie miejsca i słabe widoki. samice wychodzą. jedna po drugiej. filigranowe stopy dotykają żelaza wysuwanych schodków. cichuteńko, z gracją, stopień po stopniu. stopniowanie trwa w najlepsze, gdy jeden z samców wybiega za taśmę bezpieczeństwa. krótki pisk lasera, pyk-pyk. głowa samca toczy się po ziemi. ta najważniejsza kobieta wychodzi na początek. za nią stoją w szeregu nagie pochwy, nagie odbyty, nagie oczy, nagie niewinności. obramowane kreskami dekoltów i pup. kilka samców podejmuje ryzyko. mają oni naprężone mięśnie i żylaste dłonie. biegną w stronę szeregu. pyk-pyk. głowy turlają się. leżą przy krawężniku. tam ciurkiem płynie krew odciętych członków. najważniejsza z samic zaczyna mówić. powoli, mechanicznie wchodzi w zdanie. zdanie po zdaniu, stopniuje, warunkuje i nazywa. zdaniem wykonuje zadanie. samiec ma już imię, kolejny i kolejny. wszyscy czekają na moment nadania.

***

Pan Fenuo podchodzi do przewodniczącej samic. jego broda to duża ilość siwych myszek. wkręcone są w gwiezdny pył i sięgają ziemi. Pan Fenuo mówi. Przewodnicząca mówi. Cichutko, pod noskami wymieniają niesamowitości. każdy z samców wyciąga korpus upolowanej zwierzyny. sterują swoimi ruchami przy pomocy żeber. ścięgna kreują myśli. wystarczy pociągnąć, docisnąć, wymanewrować. pyk-pyk. laser ucina kolejnych zbuntowanych. każdy samiec wykonuje układ. blisko samic, obdarzeni, obnażeni, niemal do szpiku. broda Pana Fenuo unosi się nad ziemią. zrywa się wiatr. kradnie samolot. gwałtownie rozpoczyna się kopulacja. pyk-pyk. laser przecina obraz. przewodnicząca w ramionach Pana Fenuo, wplątana w brodę myszy. Fenuo pada na ziemię. jak domino, zaczyna padać reszta.

tuba basu przerywa sen o niczym. podchodzisz do okna i nazywasz się Elektro. masz na uwadze tysiące obwodów, tranzystorów ze ścian pomieszczenia. pomieszczenie zdaje się być małą izbą. w rzeczywistości to hangar twojej próżni. wyciąg z głowicy twojej szyi. przeciąg. żaluzje uderzają o okna. ale przecież nie ma tu żaluzji. nie ma też okna, do którego miałeś podejść na początku świata. gubisz się i odnajdujesz. oddalasz i wchodzisz do różnych takich dziwnych ciał. ciała są rozdygotane, mają padaczkę. ciała mają wzwody i laktacje. zamykasz.

***

Kris ma przetłuszczone włosy, jest cwaniakiem. to cwaniak jest. stoi naprzeciwko ciebie i miętoli. te wszystkie rzeczy po produktach, dla przykładu papierki po słodkościach. Kris miętoli, mówi o żółtych palcach po zrywaniu mleczy. przecież nie ma tu i nie było nigdy mleczy. czym jest mlecz. jak nie właśnie tobą. konfabulatorze, konspiratorze, terminatorze i zdrajco. ty autorze, skończony draniu, przestań już. Kris nie miał włosów, miał łysą glacę. siedział obok ciebie, w przeczekalni. czekaliście razem na wyłom przestrzeni, rozdrarcie tej płachty. miałeś na imię Elektro, kursor przeniósł cię w inne miejsce i czas.

w tłumie samców nie wyróżniałeś się niczym. czekała cię zagłada. pyk-pyk, laser przerwie przecież ten obraz. trzeba uciekać. wiesz co stanie się za chwilę, ale nie możesz nic mówić. w ustach masz karaluchy, mielisz. obok Kris miętoli opakowania. kursor przenosi kawał przestrzeni do kolejnego pomieszczenia.

tablice zamiast ścian. i te wzory. w czym rzecz - myślisz wspominając tranzystory, układy. tu też nie ma okien. tu też będą okna, dziury twojej nadziei. nadzienie absurdu i imaginacji. konfabulatorze. bomba nuklearna trafia w twoje prawe ucho. ogłuszony patrzysz jak w twoje oczy wymierzają ogromne działa. rakiety zbliżają się. kursor najeżdża na twoją głowę.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz