20 maja 2009

janczary

zawsze widzę kobiety w habitach,
gdy ucieka ze mnie duch. nad ranem
torby wypuszczają niesegregowane śmieci.

czasami brzęczą tu motorynki.
dzwonki pędzących damek rozpraszają tłum.
jakby janczary w rytm końskich kopyt
odliczały sekundy. poza tym jest botanicznie.
przez chwilę miałem na uwadze dysonans.
wrony krzyczały językiem bogów,
gdy na stację podjeżdżał pociąg z Gdańska

podszedł do mnie facet. na głowie miał pióra.
pewnie niedawno podniósł się ze swojego
ciepłego pierza. wymieniliśmy kilka standardówek.
mówiłem o godzinach w pomieszczeniu bez klimatyzacji.
on dodał coś w pocie czoła, uciekł na drugą stronę.

przyszło mi na myśl, że przez miasto
powinienem prowadzić wielbłąda. szukać wody.
w tle turyści z Anglii spierali się
o wymowę słowa chrząszcz. a chrząszcze
to jeden z najliczniejszych rzędów owadów.
liczba nieopisanych gatunków może sięgać
kilku milionów. tylu milionów brakuje nam
do szczęścia.


1 komentarz:

  1. dzwonki pędzących dam. zresztą ja dziś naprawdę mereżka.
    ej? mam hasło do wpisania "unshag". a "shag" to "pieprzyć" po obcemu. w sensie, że uprawiać seks. łał. unshag. ładnie i spóźniam się na autobus.

    OdpowiedzUsuń