28 maja 2009
-kanały światła-
I
jak kamień
muśnięty kruchym ciastkiem jesieni
jestem wnętrzem zapachu
przedsionkiem świątyni opuszczonej przez czas
między środkiem nocy a odbytem ostateczności
szafki strachu ciemnieją szkła
trzymają ciężkie słonie
słyszę jak pękają łączą się na powrót
w obcych znanych na pamięć ludziach
wspólny organizm pasożyt i żywiciel w jednym
zależnie od profilu
II
ogromne dzwony biją szklane ręce
drzewa klaszczą przez panikujący wiatr
wszyscy są już tacy sami - mówisz
bękarcie mojej duszy - jak młotki
ułożone w równym rzędzie
korzystam z imion narzędzi kiedy
mam w garści gwoździe
składasz się z moich warg
zdejmujesz piękne lilie
bóle wbite w krzyż
szumy świsty wyciągnięte
z pola rozdeptanych kłosów
III
aptekarzu bez ust
daj mi chociaż folk histerii
gdy budzi mnie matka krzyku
nie jestem jasny
odwiedzają mnie rzecznicy
patrzę w ciała bez odznaczeń życia
ciała bez pokrycia
brodawek i wyrazów
brzuchy spalone na brąz
koszmary bez skazy światła
twarze folii
IV
rzecznicy nazywają mnie jak chcą
ja też mam kilka rzeczy i sznurki
którymi ciągnę przeszłość w stronę
przyszłości
mogę wyjść na milion sposobów
ale tylko przez sen
patrzę i czuję jak
przełykam długi rzemyk
zaciska później żołądek
trawiący glebę organ kościelny
V
ukradnę wszystkie wasze leki
magazynki śmiechu będą puste
VI
przed pielęgniarką o twarzy kryształu
katarakty wnikają i wynikają ze mnie
brzydzę się śmiercią
brzydzę się córką szczęścia
przeżuwam gorzkie monety
gotowy do użycia
VII
czas to pełnoprawny kłamca
młot bijący w kowadło głowy
jestem językiem boga
gdy zębami wbija się
w słodycz czarnego oceanu nieba
VIII
oczy ręce i nogi są liczbą dwa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz