22 sierpnia 2009

Boska Mamuśka




Zaprowadzili cię do jadalni. Dostałeś skierowanie, widelec i nóż. Pusty talerz dostałeś. Wygłodniałe dzieciaczki lepiły z okruchów kulki. Kochane takie. Węzły ciszy. To jest Polska, zjesz dzisiaj życie. Przełkniesz śliską rybę. Soki trawienne, zgagi, bolączki, wzdęcia, gazy w jelitkach. Będziesz kulawy i zgarbiony. Muśniesz ziemię szpakowatym nosem, z którego spadną okulary. Skaleczysz palec i zabraknie Boskiej Mamuśki. Tu cię przewieje, tam się przepocisz. Spadniesz ze schodów, kilka razy potkniesz się. Będziesz prosił o nic, niczego nie dostaniesz. Na plecach ponosisz kompanów twojej podróży, choć ciebie nikt nie poniesie. Zaboli biodro, coś strzeli w kolanie. Zęby przyjdzie ci powyrywać, znieczulenie nie zadziała. Pozostawią w twojej jamie obce obiekty. Z tej jamy czasami wyjdziesz. Po cichu. Kiedy lustra będą krzywo odbijać. Będziesz ich niepotrzebnym celem. Trafisz wreszcie do jadalni. Już trafiłeś. Nigdy nie byłeś przekonany do końca. Teraz widzisz ten koniec, nie przecierasz oczu. Ziarno nie zatrzyma maszyn, kombajnów. Umysł zbierze teraz plony. Zawiesisz się nad pustym talerzem. Będziesz sobie potrawą. Coś musi wypełnić twój talerz. Zaciśniesz w dłoni ten swój zwitek. Twoja głowa walnie wreszcie w poduszkę. Twoja głowa, spadający tasak. Wbity w drewniany blat świadomości.

2 komentarze: