30 sierpnia 2010

miasto

Tekst "miasto", prezentowany w roku 2008 w piśmie "Migotania, przejaśnienia". O ile wiem pismo wydawane było w cyklu kwartalnym, a w tej chwili zostało zawieszone. Na brak aktywności redakcji p.Zbigniewa Joachimiaka (redaktora naczelnego) wskazuje zastój na stronie Migotania.pl.
W piśmie publikowali m.in. Tadeusz Różewicz, Julia Hartwig, Ernest Bryll czy Piotr Wojciechowski. Dołączyłem zatem do wytrawnego grona. Obok tekstu zamieszczono również moje zdjęcie z dzieciństwa. Czarno-biała fotografia to wspomnienie po długich spacerach z ojcem, gdy odwiedzaliśmy rodzinę w Wąsoszu (grajewskim).
Wracając do wiersza - jakiś czas temu znalazłem szkic, który nosił tytuł "Bolonia". Widokówka z zagęszczeniem klimatycznych budowli w północnych Włoszech była punktem wyjściowym tekstu. Opowiedziana historia wzięła się z oczekiwań olsztyńskich.
Pamiętam, gdy tam mieszkałem, cały czas na coś się czekało. Najlepiej takie oczekiwanie umila wyobraźnia. Stąd szkic. I stąd wiersz, przemianowany później na "miasto", bo część opisów związanych z Bolonią wyciąłem podczas edycji. Z Bolonii powstał tu Olsztyn, albo z Olsztyna wyszedł szkic Bolonii.
Moje "miasto" pozostanie jednak anonimowe, choć po części chciałbym kiedyś mieszkać w mieście pisanym przez "M", jak stwierdził bohater tekstu Korpolińskiego, umieszczonego niegdyś w olsztyńskim "Portrecie". Bynajmniej nie chodzi o wielkość samego miasta. Bynajmniej.


miasto

Szorstkie twarze, podarte jeansy, fikuśne nakrycia głowy i
ten specyficzny swąd zadymionych ulic, kamienic, wież strachu,
przelotnych kobiet, które spadają z okolic słońca tylko na moment albo
patrzą jak sowy w podkrążonych oprawach kiczu. Tak między nami
atmosfera harlekinowa, czasami względna
(jak zestawienie trzepotania skrzydeł z trzepaniem dywanów)
wpływa na mnie bardzo dobrze, jestem wypoczęty,
słucham obcasów, wpadających w technorytm uderzeń chodnika,
mam ochotę położyć rękę na krawężniku, stworzyć symfonię
do wszystkich postukiwań dodać własne, współzdychać
razem z centrum miasta, które jest już spod pędzla -
płody spadły z drzew, były jak gąbki, które chłonęły wczorajszą jesień
w oczekiwaniu na hibernację - ostatnią dla nich porę, ja czekam
na otwarcie herbaciarni, na jakąś kobietę, wreszcie: na seans

W uliczce, zaraz za barem Ploteczka
(gdzie pachnie zawsze spalonym kauczukiem)
znalazłem porzuconą książkę znanego tu prozaika spod znaku zapytania,
powiedziałem sobie, że ciężkie to frazy, nie udźwignę, nie dla mnie,
wolę wpaść w epilog tej chwili, rzucić się w błoto, w błocie być, błotem zostać,
postawiłem kołnierz i wróciłem do tej mojej czerni i bieli,
(można też powiedzieć: do tej mojej czerni bieli)
przyszła kobieta, zaczynał się nasz seans,
wpadliśmy jeszcze w nieskończoność powtarzania kilku słów

może to zwykła starość kiedy szliśmy tak pod rękę
z parasolem pod którym zaczynała się noc i rozchodziła po mieście
może to zwykłe czynności, gdy zrywaliśmy ostatnie płody drzew,
układaliśmy obok tych martwych wywłok w kałużach i dawaliśmy imiona
za darmo, bo czego można tu chcieć

__________________________________
"Migotania, przejaśnienia"
spis treści, nr 4 (21) 2008
http://www.migotania.pl/index.php?page=home&nr=21&spis=1
cały numer do ściągnięcia w .PDF pod adresem: http://www.migotania.pl/pdf/d4_2008


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz