28 września 2010

Komunikat z wojny z czytelnictwem

Rok 2045, przemytnicy serii taniej książki zatrzymani na granicy w brawurowej akcji celników i oddziału komandosów urzędu skarbowego. Pozycje naukowe szmuglowane z innego kraju miały wzmocnić podupadający blok polskiej inteligencji. Pakiet książek został jednak przechwycony i spalony publicznie. Polakom zostaje pożywka z papy serwisów internetowych, skrócone wersje dzieł przesyłane przez komunikatory i wspomnienia tych, którzy mieli do czynienia z przyjemnością czytania na papierze. Tak, zdecydowanie demonizuję wizję przyszłości, ale właśnie w tym kierunku podążają moje wyobrażenia związane z tragicznym obecnie poziomem czytelnictwem, sprawą podwyżki podatku VAT i strategią książkową rządu. A może raczej: brakiem strategii.

Dobrze wspominam akcję, którą zorganizowałem niegdyś ze znajomą malarką z Olsztyna. Podobało nam się, że w stolicy często widywaliśmy ludzi z książkami. W tramwajach, autobusach, w metrze, na ławkach w parku. W naszym Olsztynie było to widok rzadki, wielu ludzi nie było stać na nowości. Zebraliśmy wtedy w Warszawie kolekcję starych książek — wiele znaleźliśmy w kartonach przy śmietnikach, choć były w całkiem dobrym stanie. Te skarby zawieźliśmy do Olsztyna i kładliśmy je na wycieraczkach pod drzwiami. Aby obdarowany miał pewność, że ta niespodzianka jest dla niego, na karcie tytułowej książki pisaliśmy jego adres. Na niektórych książkach umieszczaliśmy prośby — np. by zanieść je do biblioteki czy zostawić w kawiarni.

Kto wie, może dzięki tym książkom nawiązała się wówczas jakaś znajomość, która istnieje do dziś? A może ktoś wciągnął się w jakąś powieść i potem szukał w księgarniach podobnych? Nie wiem. Jestem jednak przekonany, że wojna z czytelnictwem w Polsce nie wniesie nic dobrego. Pokolenie bez książki będzie po prostu trwać, przyjmując kolejne zastrzyki konsumpcjonizmu.

Takim komentarzem dołączyłem do apelu dotyczącego VAT-u w dzienniku „Metro". W tymże temacie Jacek Dehnel wspomniał o „bezrefleksyjnym życiu" i podsumował, że „niższa cena książek nikogo nie zmusi do sięgnięcia po nie, ale cena wyższa z pewnością jeszcze pogorszy sytuację". Inny nominowany do Nagrody Nike 2010 — Janusz Rudnicki — stwierdził, że „gdyby książki leżały na ulicy, za darmo, poziom czytelnictwa nie podskoczyłby wcale ze szczęścia". Akcja, w którą kiedyś zaangażowałem się w Olsztynie miała na celu sprawdzenie tej teorii. Książki nie leżały na ulicach, lecz na wycieraczkach, przed drzwiami przypadkowych osób. Wyniki badań nie zostały zebrane w sposób precyzyjny, oparte były bowiem jedynie na obserwacjach. I rzeczywiście sprawdziło się — tylu spacerowiczów z książkami nie widziałem od dawna. Osiedle książkowe na drugi dzień wróciło do swojej pierwotnej formy. Poprzez ten dziwny rodzaj popularyzacji literatury wielce prawdopodobne jest, że kilka osób zaraziło się czytaniem. Podatek VAT na książki to społeczne szczepienie przeciwko pewnej infekcji. Infekcją w tym przypadku jest czytelnictwo. Pamiętajmy jednak, że eliminując tę infekcję pozbawimy się przeciwciał, które potwierdzają nasz status istot myślących.


___________________
petycje.pl/5749
___________________
tekst publikowany w dzienniku "Metro"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz