2 lutego 2011

Karuzela głośnego rocka


Izraelski duet Carusella gatunkowo łączy w sobie to, co w rocku najlepsze. Wędruje w brudne lata 80., by po chwili odkryć rock w wersji heavy. Pytanie tylko, czy rozpędzona do granic możliwości karuzela nurtów nie wywoła zawrotów głowy

Jeśli wywoła, to tylko w pozytywnym sensie. Słuchając dokonań duetu z alternatywnej sceny Izraela kilka razy miałem wrażenie, że głośnik zamieni się w tunel, z którego wyjedzie rozpędzony pociąg.
Artyści grający noise rocka potrafią sprytnie scalić rytmikę tradycyjnego rock and rolla z piskami i zgrzytami przesterowanych gitar. Z kolei ci, którzy obracają się wokół garażowych, amatorskich brzmień – często przerastają mistrzów grzecznego grania, na których się wzorują. Carusella miksuje klasykę z ciężarem gitar, balansuje na granicy fałszu, by po chwili odśpiewać refren w stylu pop.
Do szczęścia nie trzeba wiele – perkusista Guy Shechter i gitarzystka Tamar Aphek to pełny skład zespołu. Nawet przez moment nie odczuwa się braków instrumentalnych, nieobecność basu rekompensuje niskie brzmienie gibsona Tamar i zgranie bębnów z gitarą. Kompan pani Aphek, Guy Shechter, to według magazynu „Blind Janitor" jeden z lepszych bębniarzy izraelskich. Dlatego na brak dobrych perkusyjnych przejść nie będziemy narzekać. Jeden z izraelskich recenzentów napisał, że „to perkusista z piekła rodem”, i że na koncercie Guy grał tak widowiskowo, jakby miał trzecią rękę. Wokalem duet dzieli się po połowie, czasami słyszymy Tamar z chórkami Guya, innym razem to bębniarz jest głosem numer jeden, a gitarzystka dopieszcza wszystko rzęsistym riffem.
Brzmienie momentami można zestawić ze scenicznym rykiem kultowego Melvins, po chwili rytm przyspiesza na wzór Motörhead, by wreszcie zanurzyć się w jazgocie à la Steve Albini z dobrych czasów Big Black.
Zespół może się pochwalić tylko jednym krążkiem, wydanym w 2008 roku, nadrabia natomiast częstotliwością koncertów, których ma na koncie ponad 200. Na scenie mogliśmy posłuchać Caruselli u boku Editors, Torche czy Deerhoof, m.in. podczas Fusion Festival (Niemcy), UNAjam (Włochy) czy Mission Creek Festival (USA).
Co tak naprawdę świadczy o magii przyciągania tego duetu? Poza brzmieniem, przede wszystkim charyzma artystów. Występy Caruselli często organizowane są na środku sal koncertowych. Publiczność otacza artystów w ciasnym kręgu, od czego na pewno można dostać zawrotów głowy – może właśnie stąd wziął się pomysł na nazwę zespołu.
Żeby przekonać się, że rock and roll płynie w krwi duetu z Izraela, gitarzystka jest objawieniem na miarę Kim Gordon (Sonic Youth), a nieziemski perkusista zapewne w pojedynkę potrafiłby rozkręcić imprezę – wystarczy załapać się na koncertową karuzelę. W Polsce już niebawem trzy ku temu okazje:

Firlej, Wrocław:
6 lutego, start: 19.00
wstęp: 15 zł

Klub Re, Kraków
7 lutego, start: 20.00
wstęp: 20-25 zł

Carusella + Rachel (garażowe trio z Polski)
Klub Eufemia, Warszawa:
8 lutego, start: 21.00
wstęp: 15 zł

_____________________



2 komentarze:

  1. Byłem we Wrocławiu i nie zapomnę długo ughmmmmmm :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę, finansowo niestety nie byłem w stanie pozwolić sobie na Carusellę (koncert kilka dni przed wypłatą), ale jeśli kolejny raz odwiedzą nasz krajczyk - postaram się o obecność.

    OdpowiedzUsuń